Friand, Lesmirabelordzie.

Ponieważ blogger postanowił ze mnie zadrwić i nie opublikować posta wtedy kiedy ustawiłam pojawia się on dziś- z tygodniowym opóźnieniem.
Jak już kilka razy zdarzyło mi się pisać- Anglicy wiedzą jak się bawić w słodkie przekąski. Znana jest moja słabość do tych wszystkich doherbacianych przegryzajek, co do których panowały ścisłe zasady dotyczące czasu i sposobu ich podawania. Nie jestem po prostu w stanie oprzeć się urokowi angielskiej herbatki z małym co nie co. Tym razem jest ono w formie frianda- ciastka podobnego trochę do muffina i pochodzącego (o zgrozo) z Francji. Z śliwkami z naszego ogrodu!
Musiałam się spieszyć z użyciem naszych śliwek, bo najprawdopodobniej dojrzeją jak nas nie będzie. Nie są trwałe, więc pewnie zdążą opaść zanim wrócimy. Bardzo mi szkoda naszych niby-mirabelek, bo w tym roku obrodziły pięknie (ech, konfitura...) a możliwe, ze nas ominą. Do friandów użyłam czerwonych śliweczek, które były bardziej dojrzałe.
Moje friandy łatwo pomylić z muffinami, bo specjalnych jajowatych foremek do tych ciastek nie mam. Ale zwykła forma do babeczek sprawdziła się równie dobrze. Nie pozostało mi nic innego jak po prostu uświadomić wszystkich, że nie jedzą muffinów a friandy. 
Przepis na nie zaczerpnęłam z książki o apetycznie brzmiącym tytule "Coffee- a Fine Selection of Sweet Treats". Jest to pięknie wydany zbiór przepisów z użyciem kawy. Friandy rozpoczynają rozdział "Morning coffee". W oryginalnym przepisie były one podawane z kawowym karmelem, którego tym razem nie miałam czasu przyrządzić. Robiłam go jednak już kiedyś i gwarantuję, że jest przepyszny (do lodów...).

CIASTKA ŚLIWKOWE (Z KAWOWYM KARMELEM)

 Kawowy karmel
170g cukru
80ml wody
80ml gorącego espresso

 Ciastka
150g miękkiego masła
140g brązowego cukru
2 jajka
165g mąki tortowej
 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
125g śmietanki 12%
garść dojrzałych śliwek (np. mirabelki, tarki, węgierki)
Przygotowujemy karmel. W garnku z grubym dnem rozpuszczamy cukier w wodzie i mieszamy podgrzewając. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy do uzyskania złotego syropu. Zdejmujemy z ognia i dolewamy gorące espresso- uwaga na pryskające gorącą kawę i syrop!!! Dokładnie mieszamy i odstawiamy.
Piekarnik nagrzewamy do 180*C i umieszczamy papilotki w formie na muffiny.
Cukier i masło ubijamy mikserem na gładką masę. Dodajemy stopniowo jajka, wciąż ubijając. Dodajemy przesianą mąkę, proszek do pieczenia i gałkę muszkatołową, następnie śmietankę i dobrze mieszamy. Ciasto umieszczamy w foremkach, wierzch każdej babeczki dekorujemy kawałkami śliwki i pieczemy 20-25 minut do suchego dźgulca. Anglicy radzą jeść na ciepło, z dużą ilością kawowego karmelu. Sos karmelowy z butelki też dał radę;)
Okazuje się, że słowo "friand" po francusku oznacza "łasuch"- to wiele wyjaśnia:-)

PS. Niestety wpisów ogrodowo-harkówkowych na razie brak- tak jak i czasu. Ile razy można pisać, że znów skoszone (choć to prawda)? A inne projekty czekają na lepsze czasy- kiedy nastaną obiecuję więcej rolniczych postów. Tymczasem, kiedy ten post się magicznie sam publikuje, my jesteśmy już daleko w ciepłości. Zostawiamy ogród i bloga samopas- ale tylko na chwilkę:)

Komentarze

Prześlij komentarz